Na samym początku dziękuję Wszystkim, którzy odwiedzają mojego bloga, za to, że: są, czytają, komentują, zaglądają, podczytują, wpadają, zerkają, podglądają, pytają, chwalą, dzielą się dobrymi radami, podpatrują, motywują, podpowiadają (oczywiście, nie trzeba należeć do wszystkich kategorii jednocześnie :) ... ale można. Dziękuję także Obserwującym i witam Tych, których jeszcze nie przywitałam. Bardzo się cieszę, że tu jesteście, bo dzięki Wam mam motywację do dalszej pracy.
To tyle na początek - a teraz: operacja "bombeczka". Święta za pasem (ho ho ho), więc ruszyła produkcja. Moje bombeczki usztywniam "na cukier". Jak wykonać roztwór wody z cukrem?
Do naczynia (czyt. garnka) wlać wodę (ile? - nie wiem - ja wlałam ok. 3 szklanki). Zagotować. Do gorącej wody wsypywać stopniowo cukier od razu mieszając. Gdy cukier się rozpuści, czynność powtórzyć. Gdy zabraknie cukru - powtarzanie zakończyć hihi (tak było w moim przypadku). Można też wzorować się na kolorze uzyskanego roztworu (gdy robi się żółty - rozpuszczanie zakończyć).
Nie wiem, ile dokładnie rozpuściłam tego cukru, ale wiem, że przekroczyłam 0,5 kg. Dopiero, gdy zorientowałam się, że woda zmieniła kolor, przestraszyłam się, że robótki też się odbarwią i zaprzestałam. Po wystygnięciu przelałam do słoja po kawie i w razie potrzeby wlewam sobie troszkę do miseczki, chwilę moczę robótkę i blokuję na szpilkach, bądź na baloniku :) Sztywność robótki gwarantowana.
A oto moja Mała przy pracy :)
I dzisiejsze efekty wczorajszego "cukrzenia":
W tym miejscu miały pojawić się zdjęcia usztywnionych bombeczek bez balonowego wkładu, ale aparat odmówił posłuszeństwa. Akumulatorki jednak chyba już się nie nadają. Dodatkowo zmarnowałam sobie 2 baterie, nie wykonując ani jednego zdjęcia buuuuuuuu - ten energożereca.